niedziela, 27 listopada 2016

I.2

Praca na komendzie miejskiej we Wrocławiu bardzo mi się podoba. Z Mikołajem jak i z pozostałą częścią ludzi pracujących na komendzie, dogaduję się bardzo dobrze.
Wczoraj wyjątkowo miałam patrol z Olą Wysocką, a dzisiaj mam z Mieszkiem Pawlakiem, gdyż Białach jest na zwolnieniu po tym jak skręcił sobie kostkę podczas walki z Jackiem Nowakiem, naszym dyżurnym.
Zaraz po odprawie udaliśmy się do radiowozu i pojechaliśmy na miasto. Postanowiliśmy pokręcić się koło szkoły. Wtedy Mieszko dojrzał kobietę, która prowadząc samochód, rozmawiała przez telefon. Zatrzymaliśmy więc nią. Posterunkowy poszedł po wszystkie dokumenty od niej, a ja zgłosiłam wszystko Jackowi. Gdy skończyłam z nim rozmawiać, wysiadłam z radiowozu i dołączyłam do młodszego kolegi.
-Dzień dobry, aspirant sztabowy Karolina- nie było dane mi dokończyć, bo ujrzałam swoją przyjaciółkę Paulinę Wach. Obie byłyśmy zaskoczone. Paulina namówiła mnie na spotkanie jeszcze dzisiaj. Nie mogłam jej odmówić.
Odnośnie jej wykroczenia, dostała tylko upomnienie i opuściliśmy ją. Mieszko nie był zadowolony, ale to w końcu ja byłam dowódczynią. Poza tym Paulina jak my, była policjantką.
-Wiem, że wyda ci się to wścibskie, ale skąd znasz tą kobietę?- zapytał. Ja się tylko zaśmiałam, przypominając sobie początki znajomości z Pauliną. Postanowiłam opowiedzieć ją Mieszkowi, bo z czasem stało się to zabawne, a poza tym mogłam go ostrzec jakich błędów nie należy popełniać.
-Otóż, miałyśmy tego samego faceta.
-Jeszcze mi pewnie powiesz, że w tym samym czasie- zażartował, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówi poważnie. Ja się tylko uśmiechnęłam- Nie no, serio?
-Tak, ale muszę rozczarować ciebie, bo o sobie nie wiedziałyśmy.
-Dosyć oryginalny początek znajomości- stwierdził. Ja tylko przytaknęłam głową.
Resztę patrolu spędziliśmy dosyć spokojnie. Wlepiliśmy jedynie kilka mandatów. Gdy służba dobiegła końca, zjechaliśmy na bazę, wypełniliśmy papiery i szybko poleciałam się przebrać w swoje ubrania, a następnie udałam się do domu, przygotować na spotkanie z Pauliną. Niby umówiłyśmy się na kawę, ale w czasie patrolu dostałam sms-a od Wach, że spotkamy się w nocnym klubie "Piekło". Postanowiłam więc ubrać się bardziej wyzywająco. Założyłam obcisłą szarą sukienkę z suwakiem z przodu, który biegł od samej góry do końca. Zrobiłam sobie makijaż, włosy tylko wymodelowałam i byłam gotowa do wyjścia. Zarzuciłam na siebie jeszcze tylko skórę, wzięłam torebkę, do której wsadziłam portfel, szminkę i paczkę chusteczek. Pozamykałam wszystkie pokoje na klucz, aby Wedel nie narobił dużych szkód i wyszłam.
Paulina czekała już na mnie na miejscu. Również się odstawiła. Przywitałyśmy się i weszłyśmy do środka. Najpierw wypiłyśmy jednego małego drinka, a potem kolejnego i kolejnego. Przy trzecim drinku przestałam liczyć. Obie wywijałyśmy na parkiecie. Około piątej Paulina zadzwoniła po swojego kolegę z pracy, który porozwoził nas do domu. W sumie film mi się urwał pod blokiem Pauli, kiedy to Kuba, jeśli dobrze pamiętam, zanosił ją do domu.
Przebudziłam się, leżąc w swoim mieszkaniu na kanapie. Na fotelu siedział rozłożony Kuba, a przy jego nogach leżał Wedel.
-Co ty tutaj robisz?- spytałam zdezorientowana.
-Zasnęłaś u mnie w aucie i nie chciałem cię budzić, więc postanowiłem poczekać, aż wstaniesz, żeby móc zamknąć mieszkanie- odpowiedział. Mi strasznie szumiało w głowie. Bolała mnie ona niemiłosiernie.
-Dzięki- podniosłam się po woli.
-Spoko. Polecam się na przyszłość. Ja będę już leciał, bo mam kilka spraw do załatwienia.
-To na razie- rzekłam i odprowadziłam go do drzwi. Następnie poszłam do kuchni, wzięłam tabletki na ból głowy i wróciłam do spania. Obudziłam się około osiemnastej. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam, że mam kilkanaście nieodebranych połączeń. Siedem od mamy i pięć od taty. Postanowiłam, że oddzwonię do mamy, lecz gdy chciałam wybrać już numer, ktoś nerwowo zaczął dzwonić do drzwi. Zwlokłam się z łóżka i poszłam je otworzyć. Nie wierzyłam własnym oczom. To byli moi rodzice. Wpuściłam ich do środka.
-Cześć- przytuliłam ich na powitanie- Fajnie was widzieć, czemu nie powiedzieliście, że wypadnięcie do Wrocławia?
-Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę, a jak dzwoniliśmy upewnić się, że jesteś w domu, to nie odbierałaś, ale widzę po tobie, że chyba była imprezka- stwierdziła moja mama, a ja się tylko zaśmiałam.
-Masz rację, ale chodźcie, rozbierzcie się, a ja wam coś do picia zrobię- poszłam do kuchni, a po chwili moi rodzice do mnie dołączyli. Przygotowałam każdemu herbatę, wyjęłam ciastka orzechowo- czekoladowe i dosiadłam się do stołu.
-To opowiadaj Karolina, co tam słychać, jak ci się pracuje na nowej komendzie?
-Bardzo dobrze, ekipa jest super zgrana. Nigdzie tak do tej pory nie było. Cieszę się, że trafiłam tam. A co tam u was słychać?- spojrzałam na rodziców.
-A postanowiliśmy nasze dzieci odwiedzić i widzę, że całkiem dobrze się wam powodzi- odrzekł ojciec. Zauważyłam, że coś tu jest nie tak. Moi rodzice sami z siebie by nie przyjechali, chyba że na urodziny.
-Tato, a tak naprawdę?
-To już nie możemy własnych dzieci odwiedzić?- moja mama się oburzyła. Zrobiło mi się przykro, że tak ich osądziłam od razu, ale naprawdę mi tu coś nie pasowało.
-No możecie, ale...
-Ale tak, masz rację. Nie jesteśmy tu bezinteresownie- przyznał w końcu tata. Mama go zmroziła wzrokiem. Chyba nie tak to planowali. Zauważyłam też smutek na ich twarzach.
-Co się dzieje? Stało się coś?
-Kiedy ostatni raz widziałaś się z bratem?
-Na święta. Przecież wiesz, że po tym co się stało nie odzywam się do niego- rzekłam, spuszczając wzrok. Nawet nie zapytałam się, co się stało, że mnie rodzice o to pytają, bo tak naprawdę miałam Adama głęboko gdzieś. Wstałam od stołu, żeby wyjąć jakąś czekoladę.
-Adam jest od pół roku chory- oznajmiła moja mama, a ja zamarłam. Odwróciłam się w stronę rodziców. Widziałam łzy spływające po ich policzkach.
-Na co?- zapytałam. Mimo, że nienawidziłam brata, przejęło mnie to, co oznajmili mi rodzice.
-Białaczka. Jego stan nie jest dobry. Chemia mu nie pomaga. Potrzebuje przeszczepu- odpowiedział tata i tak naprawdę zostałam postawiona między młotem a kowadłem. Z jednej strony to mój brat, a z drugiej po tym, co się stało moim zdaniem zasługiwał na śmierć. Biłam się z myślami. Siadłam na krześle i spojrzałam na rodziców.
-Mamo, tato, ja mu nie pomogę. Na mnie nawet nie liczcie.
-Ale Karolina, zdajesz sobie sprawę z tego, jakie trudne jest znalezienie dawcy?
-Tak, ale nie możecie ode mnie zbyt wiele oczekiwać. Sami wiecie jak jest.
-Chcesz pozbawić Magdę i Roberta ojca?!- uniosła się moja mama. Wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się.
-Opuście mój dom.
-Ale Karolina, zrozum, to przecież twój brat. Przecież gdybyś była w potrzebie on na pewno by ci pomógł.
-Już raz mi pomógł i co z tego mam?! Nie pomogę mu i tyle. Możecie mnie nazwać zimną i podłą suką, a ja i tak zdania nie zmienię- krzyknęłam i udałam się z płaczem do sypialni. Nie wiem ile leżałam i płakałam, ale po jakimś czasie poczułam jak moja mama siada na moim łóżku.
-Córeczko, jeśli nie chcesz, nie będziemy na ciebie z tatą naciskać. Nie możemy cię zmusić przecież do tego, ale przemyśl sobie dobrze to wszystko. Tylko to mi obiecaj.
-Dobrze mamo, pomyślę- odparłam, wtulając się w nią.
-Idziesz jutro do pracy?- zmieniła temat. Kiwnęłam tylko twierdząco głową.
-To my się będziemy zbierać. Mamy pokój w hotelu zarezerwowany. Jak coś, to dzwoń do mnie- powiedziała moja mama, całując mnie w czoło. Poczułam się jak nastolatka, którą właśnie rzucił chłopak. Po chwili mama wyszła. Poszłam zjeść kanapkę, wzięłam prysznic i wróciłam do łóżka. Mimo, że ból głowy mi przeszedł to i tak całą noc nie mogłam spać. Myślałam cały czas o Adamie i o tym jaką podjąć decyzję. Przez to zarwałam kolejną nockę. Niestety mieliśmy służbę z Mieszkiem w niedzielę i musiałam wcześniej wstać do pracy. Przed wyjściem z domu wypiłam ze trzy kawy, żeby w jakiś sposób funkcjonować. Na komendę dotarłam jakoś o siódmej trzydzieści. Natychmiast przebrałam się w mundur i poszłam po kolejną kawę. Wypiłam ją w drodze na odprawę. Była ona naprawdę krótka. Piętnaście po ósmej wyjechaliśmy na patrol. Na mieście było niewiele ludzi. Aż zastanawiałam się po co ten patrol. Nie tylko ja, bo posterunkowy również.
-A co byś Karolina powiedziała, gdybyśmy zjechali na jakąś kawę?- zaproponował. Ja tylko się zaśmiałam.
-Owszem, ale ja biorę herbatę, bo to byłaby już moja piąta kawa z rzędu dzisiaj.
-Ok, to zgłosisz to dyżurnemu?
-No jasne- odparłam i wywołałam dyżurnego. On nie miał nic przeciwko temu, dlatego pojechaliśmy na jednostkę. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie na mnie czekał.
***
No hejka, kolejne opowiadanie za nami. Jak wam się podoba? Jak myślicie, dlaczego Karolina tak nienawidzi swojego brata? Czy jednak zgodzi się być dawcą szpiku dla niego? Kto czekał na Karolę przed komendą?

I.1

To był mój pierwszy dzień pracy na nowym komisariacie. Nie bałam się zbytnio, tym bardziej, że wiedziałam, że będę jeździła z policjantem, który był jednym z lepszych w mieście. Wzięłam kask z komody stojącej w przedpokoju i wyszłam ze swojego mieszkania. Zamknęłam drzwi i zeszłam do garażu. Wyprowadziłam swój motocykl, wsiadłam na niego i ruszyłam w stronę nowego miejsca pracy. Komenda ta różniła się sporo od tej, w której pracowałam poprzednio. Była w nowoczesnym stylu. Spodobała mi się bardzo. Miałam nadzieję, że znajomych też będę miała fajnych, ale rozczarowałam się nim jeszcze weszłam do środka. Mikołaj Białach, policjant z którym miałam jeździć na patrole stał i rozmawiał ze swoim kolegą przy aucie. Nie miał o mnie zbyt dobrego zdania, mimo że mnie nie znał. Nie wiedział jaka jestem naprawdę, a już mnie ocenił. Zrobiło mi się przykro. Chciałam podejść do niego i powiedzieć mu, co o tym sądzę, ale postanowiłam odpuścić i udałam się do budynku i skierowałam się do gabinetu pani komendant, która wszystko wyjaśniła mi. Następnie poszłam przebrać się w mundur i ogarnąć trochę włosy. Gdy już byłam gotowa ruszyłam na odprawę. Spóźniłam się chwilę, ale pani komendant nawet mi nie dała ochrzanu. Przedstawiła mnie wszystkim. Śmiać mi się chciało, gdy Mikołaj usłyszał, że będzie ze mną jeździł. Przed komendą chyba nie zdawał sobie sprawy, że będę nim dowodziła. Po odprawie pani komendant jeszcze raz nas sobie przedstawiła, poszliśmy do biura po kamizelki, a następnie do radiowozu. Patrol zaczął się w ciszy, jednak Mikołaj ją postanowił przerwać.
-Przepraszam za to pod komendą, jeśli panią uraziłem w jakiś sposób.
-Żadną panią, tylko Karolina jestem- wyciągnęłam rękę w jego stronę. Spodobało mi się to, że umiał przeprosić i przeszła mi początkowa awersja do niego.
-Mikołaj- mężczyzna również wyciągnął rękę w moją stronę i uśmiechnęliśmy się do siebie- To może powiesz mi coś więcej o sobie Karolina?
-A co konkretnie chcesz wiedzieć?- uniosłam lewą brew.
-Od zawsze mieszkasz we Wrocławiu?- spytał.
-Gdy miałam dziesięć lat razem z rodzicami przeprowadziliśmy się z Wrocławia do Zielonej Góry, a kilka lat temu wróciłam tutaj, bo jakoś mnie tutaj ciągnęło. A ty?- zwróciłam się do nowego kolegi.
-Mieszkałem w Oleśnicy, ale do liceum chodziłem we Wrocławiu i tak jakoś tutaj zostałem. A w ogóle widziałem, że na motocyklu przyjechałaś pod pracę. Długo jeździsz?
-Z piętnaście lat będzie, a ty też jeździsz?
-Jeździłem, ale to już nie na moje zdrowie- zaśmiał się i wtedy dostaliśmy wezwanie od dyżurnego. Dotyczyło ono kobiety, która opiekowała się dziećmi pod wpływem alkoholu. Przypomniało mi się jedno z moich pierwszych wezwań tego typu. Wtedy skończyło się to tragedią. Dziecko wypadło z okna. Cały czas ponaglałam Białacha, aby jechał szybciej. Bałam się, że ta interwencja też się tak skończy. Całe szczęście dzieci były całe i zdrowe. Ich starsza siostra zabrała je od matki, a my wykonaliśmy resztę obowiązków.
Reszta patrolu minęła nam spokojnie. Około osiemnastej zjechaliśmy na bazę i udaliśmy się do biura, gdzie wypełniliśmy wszystkie papiery.
-Dzięki za dzisiaj- odparł Mikołaj, zabierając swoje rzeczy.
-A może dasz się zaprosić na piwo?- zaproponowałam. Chciałam lepiej poznać go, tak prywatnie, a nie służbowo.
-Z miłą chęcią, ale mam już plany na dzisiaj. Innym razem. Do jutra- powiedział i wyszedł z biura. Mi nic innego nie zostało jak skończyć papierologię i udać się na przejażdżkę moim motocyklem.
Gdy tylko wyszłam z komendy wsiadłam na moją maszynę i ruszyłam w stronę mojego ulubionego miejsca, gdzie po ciężkim dniu pracy mogłam się odstresować. Motocykl zostawiłam na pobliskim parkingu i ruszyłam w stronę Odry. Dotarłam do wielkiego głazu, na którym często przesiadywałam. Weszłam na niego, siadłam z podkurczonymi nogami i spojrzałam w dal. Było tu tak cicho, że mogłam zebrać wszystkie swoje myśli. Jak tylko słońce zaczęło zachodzić, zebrałam się i pojechałam do domu. Tam przy drzwiach czekał już na mnie mój czekoladowy labrador, który wabił się Wedel. W pysku trzymał swoją smycz. Nie był na spacerze od rana, dlatego odłożyłam kask, zapięłam smycz i wyszliśmy na dwór. Gdy chodziłam tak bez celu z Wedlem, spotkałam jedną z moich sąsiadek, z którą bardzo dobrze się dogaduję. Była to starsza pani, która również spacerowała ze swoim psem. Lubię ją. Często nawet robię jej większe zakupy, jeśli potrzebuje.
-Karolcia, a jak tam pierwszy dzień pracy w nowym miejscu?- zapytała. Tylko ona mnie nazywa Karolcia i za pewne gdyby to ktoś inny powiedział, złościłabym się, bo ogólnie nienawidzę tego zdrobnienia, ale pani Krysi pozwalam na to.
-A bardzo dobrze, zostałam ciepło przyjęta do zespołu i mimo małego nieporozumienia polubiłam mojego partnera z patrolu- odpowiedziałam.
-To się cieszę. W ogóle zapraszam cię w niedzielę na obiad. Muszę ci się dziecko odwdzięczyć za to, co robisz dla mnie. Ty jesteś taka dobra- zrobiło mi się bardzo przyjemnie na sercu. Nie mogłam odmówić pani Krysi, poza tym uwielbiam spędzać z nią czas. To jest jedyna sąsiadka, którą lubię. Reszta to sami wredni ludzie, którzy czepiają się dosłownie o wszystko. Pani Krysia jest dla mnie jak babcia.
-Z miłą chęcią wpadnę, ale pod warunkiem, że razem go przygotujemy.
-Oj no dobra- zgodziła się.
Chodziłyśmy tak jeszcze dopóki nie zrobiło się chłodno, a potem udałyśmy się do swoich mieszkań. Tam wzięłam gorącą kąpiel z lampką wina, a następnie położyłam się do łóżka. Bardzo długo się wierciłam, ale w końcu udało mi się zasnąć. Jednak nie na długo, bo gdzieś koło pierwszej w nocy obudziłam się z krzykiem, cała zalana potem. Już kolejną noc męczył mnie ten sam koszmar. Nie mogłam się od niego uwolnić. Spojrzałam się na Wedla, który uważnie mi się przyglądał.
-Spokojnie, to tylko zły sen- pogłaskałam go. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Pies powlekł się za mną. Tam napiłam się zimnej wody i wróciłam do sypialni. Położyłam się i po godzinie udało mi się zasnąć.
****

Hejka. Witam was na blogu o Karolinie Rachwał. Nie będę się Wam przedstawiać, bo większość mnie zna. Mam tylko nadzieję, że będzie czytali tego bloga.