niedziela, 23 lipca 2017

I.5

Zaczęłam pomału otwierać oczy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Obok mnie siedziała moja mama ze łzami w oczach.
-Córeczko, jak ja się martwiłam.
-Zamknęli go?- zapytałam, przypominając sobie sytuację z komendy.
-Tak, ważne, że tobie nic nie jest.
-Długo byłam nieprzytomna?
-Kilka godzin. Lekarz mówi, że miałaś lekkie wstrząśnienie mózgu, ale powinno być wszystko dobrze. Jednak dostaniesz tydzień wolnego.
-O jakim zwolnieniu mówisz? Ja wracam do pracy. Nie ma mowy, żebym siedziała w domu.
-Lepiej, żebyś sobie odpoczęła. A w ogóle to myślałaś o tym, czy zostaniesz dawcą szpiku?- odezwała się moja rodzicielka. No tak, jak zwykle z resztą musi o to mnie pytać. Obchodzi ją tylko Adam. Ja się nie liczę w ogóle.
-Tak, myślałam. I odpowiedź brzmi nie!- wrzasnęłam. Niech sobie szuka innego dawcy. Z resztą wyjdź stąd najlepiej. Chcę być sama.
Mama nawet nie protestowała. Byłam pewna, że poszła do swojego ukochanego Adasia. Przekręciłam się na lewy bok i zaczęłam szlochać. Nie rozumiałam zachowania moich rodziców. To on mnie skrzywdził, a i tak był dla nich najukochańszy. Nie rozumiałam tego. Po chwili zasnęłam.

Kilka dni później
Nie poszłam na zwolnienie. Gdybym to zrobiła, całymi dniami siedziałabym w domu i myślała o tym wszystkim. Tak przynajmniej mogę się zająć pracą.
Na patrol miałam pojechać z Emilią Zapałą, która wróciła z urlopu macierzyńskiego. Znałam ją tylko z opowieści innych policjantów. Siedziałam w naszym pokoju i czekałam aż się zjawi. Wpadła pięć minut przed odprawą.
-Cześć, jestem Emilia Zapała. Sorry, ze tak późno, ale się odzwyczaiłam trochę.
-Spoko, Karolina Rachwał- wyciągnęłam do niej rękę. Idziemy na odprawę?- zapytałam. Ona odłożyła swoje rzeczy do szafki i udałyśmy się do sali odpraw.
-Dzień dobry- chwilę później zjawiła się Jaskowska i zajęła swoje miejsce- Widzę, że już wszyscy są. Pragnę przywitać po dłuższej przerwie starszą sierżant Emilię Zapałę. Emilka, będziesz jeździła razem z Karoliną Rachwał. Karolina dowódca. Mam nadzieję, że się dogadacie- odparła. Ja kiwnęłam głową, że rozumiem. Reszta odprawy dotyczyła spraw bieżących. Jaskowska nam przydzieliła Krzyki. Po wszystkim udałyśmy się po kamizelki, a następnie do radiowozu. Wyjechałyśmy na patrol. Widziałam banana na twarzy Emilki. Ja miałam trochę gorszy dzień. Matka popsuła mi go z samego rana, dlatego cieszyłam się, że jestem w pracy. Postanowiłam zagadać do Emilki.
-Ile służysz w policji?
-Trzy lata- odpowiedziała- Wcześniej pracowałam na posterunku w Wadlewie, w mojej rodzinnej miejscowości. Potem miałam też kontrakt w Stanach, a jak wróciłam, to zaczęłam pracę tutaj. Tak poznałam Krzyśka. A ty?
-Osiem lat już będzie. Najpierw pracowałam w Zielonej Górze, a potem przenieśli mnie tutaj.
-Ok. Ja tam jestem zadowolona, że tu trafiłam. Poznałam dzięki temu Krzyśka. A nie zapomnę jak byłam na swoim drugim patrolu i to było z Mikołajem i mówiłam, że jestem taką zdeklarowaną singielką i wolę, żeby tak zostało. A teraz jestem szczęśliwą mężatką- powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej. Nagle na drogę wbiegł nam jakiś facet. Zachamowałam gwałtownie.
-Co pan odwala, chce pan, żebym pana potrąciła- wyszłam z auta i zaczęłam się wydzierać. Mężczyzna się podniósł i okazało się, że to Jakub Walczak z wojewódzkiej. Partner mojej przyjaciółki. Zaraz pojawiła się Paulina.
-Kuba, nic ci nie jest?- zapytała.
-Nie, nie jest. Piękna pani aspirant ma świetny refleks- odparł i uśmiechnął się do mnie.
-Walczak, nie zgrywaj się. Lepiej powiedz, czemu wybiegłeś mi tak na jezdnię- powiedziałam.
-Co tu się dzieje?- Emilka wysiadła z auta i podeszła do nas.
-Jaka śliczna pani sierżant- odezwał się Walczak.
-Ta pani sierżant jest mężata i jej mąż też jest policjantem- powiedziała Zapała.
-Przepraszam. A wybiegłem, bo goniłem gościa, u którego narkotyki znaleźliśmy.
-Pan jest policjantem- zdziwiła się Emilka.
-Tak. Oni są z wojewódzkiej- wyjaśniłam.
-Karolcia, masz czas dzisiaj wieczorem? Może pójdziemy na jakieś piwko, gdzie mecz jakiś puszczają?
-Skąd wiesz, że lubię mecze?
-Wygadałaś się jak cię odwoziłem do domu po przygodzie w Piekiełku- powiedział, a ja poczułam jak się czerwienię. Widziałam, że Emilka patrzyła to na mnie, to na Kubę.
-Spokojnie, nic nie było- Walczak zwrócił się do Emilii.
-Czy ja coś mówię?
-My wracamy na patrol- zarządziłam.
-A to spotkamy się dzisiaj?
-Nie- powiedziałam twardo. Wsiadłam do radiowozu. Emilka zrobiła to samo i odjechaliśmy, zostawiając Walczaka i Wach samych. Wróciliśmy na patrol. Potem zrobiłyśmy sobie przerwę i zjechałyśmy na komendę na obiad. Na stołówce dosiadłyśmy się do Krzyśka, Jacka i Szymona. W ich towarzystwie zapomniałam o wszystkich moich problemach. Po obiedzie z Emilią wróciłyśmy na patrol. Miałyśmy jakąś dziwną interwencję, gdzie starsza pani twierdziła, że straszy u niej w domu, a okazało się, że to jej sześcioletnia wnuczka małego kotka schowała w szafie. Kolejna dotyczyła oszusta, który wyłudzał pieniądze metodą "na lusterka". Do tego ukarałyśmy kilku pijaczków. Około dwudziestej skończyłyśmy pracę.
-Emilka, fajnie się z tobą pracowało- powiedziałam, gdy już moja nowa partnerka wychodziła z pokoju.
-Z tobą również.
-A mogę mieć do ciebie i Krzyśka prośbę?- zapytałam niepewnie.
-No pewnie. Wal śmiało.
-Odwieźlibyście mnie do domu? Bo przywiozła mnie rano koleżanka, a teraz nie mam jak wrócić.
-No jasne, chodź- powiedziała z uśmiechem Emilka. Wzięłam swoją torbę i udaliśmy się do wyjścia. Tam czekała na mnie niespodzianka. Otóż czekał na mnie tam Kuba Walczak.
-O, twój amant- skomentowała Emilka.
-Kuba, co ty tu robisz? Skąd w ogóle wiedziałeś, kiedy kończę?- spytałam.
-Ptaszki ćwierkały- odparł i spojrzał na Jacka, który akurat wychodził z komendy- Zabieram cię do siebie na mecz
-Ale przecież mówiłam, że nie chce- zaczęłam się kierować w stronę samochodu Zapałów.
-Trudno, muszę użyć siły- powiedział. Złapał mnie i przerzucił przez ramię. Zaniósł do auta i posadził mnie na przednim siedzeniu. Za nim zdążyłam wysiąść, on odjechał spod komendy. Siedziałam wściekła. Nawet nie zapięłam pasów. Dwadzieścia minut później byliśmy na osiedlu, gdzie on mieszka. Bez zastanowienia wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. On jednak do mnie podbiegł, zrobił to samo, co przed komendą i zaniósł do swojego mieszkania. Miałam ochotę go zabić, a następnie Jacka. Jednak po drugim piwie byłam wdzięczna mu. Całkiem dobrze się dogadywałam z Kubą. Jednak nie chciałam mu robić nadziei. Z resztą, jeśli poznałby prawdę, zostawiłby mnie. Wolałam się nie angażować w związek, chociaż widziałam w jego oczach iskierki radości. Po trzecim piwie zamówiłam taksówkę. Nie chciałam się upijać, bo rano miałam służbę.
-Kiedy to powtórzymy?- spytał Walczak, gdy zakładałam buty.
-Mam wolny weekend. Jak zdobędziesz adres, to zapraszam w sobotę- powiedziałam i wyszłam z jego mieszkania. Taksówka już na mnie czekała. Wsiadłam do niej i podałam swój adres. Na miejscu byłam po kwadransie. Uregulowałam należność i weszłam do swojego bloku. Tam ktoś na mnie czekał.
***
Hejka. Witam po przerwie. Następne opowiadanie pojawi się na blogu o Oli i Jacku :) Spodziewajcie się go w tym tygodniu ;)

czwartek, 26 stycznia 2017

I.4

-Stan twojego brata się pogorszył- zwróciła się do mnie moja mama, ale mnie to jakoś nie ruszyło.
-Aha- wzruszyłam ramionami i skierowałam się do wyjścia- Mikołaj, chodź- zawołałam kolegę, który stał zdezorientowany.
-Ale twój brat- odparł, a ja go zmroziłam wzrokiem.
-To nie jest mój brat- powiedziałam i wyszłam ze szpitala. Mikołaj zrobił to samo i po chwili oboje siedzieliśmy w moim aucie.
-Karolina, możesz mi powiedzieć, co ty odwalasz?
-Mikołaj, błagam, nie wnikaj. Naprawdę nie chce gadać o tym, dlaczego jestem z nim skłócona- odparłam, wkładając kluczyk do stacyjki.
-Ale twój brat walczy o życie, a ciebie to w ogóle nie rusza. Gdyby można było cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, aby mój brat żył.
-Adam zasłużył na taką karę. Jedźmy już lepiej- powiedziałam, odpalając samochód. Odwiozłam Mikołaja do domu i wróciłam do siebie. Po mojej głowie wciąż krążyła rozmowa z Mikołajem. Ja jednak nie umiałam wybaczyć Adamowi. Przez niego cierpiałam i to długi czas. Nie byłam teraz w stanie od tak zgodzić się na ten przeszczep. Musiałam wszystko na spokojnie przemyśleć. Do rzeczywistości przywołał mnie mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. To była Paulina. Odebrałam.
-Hej Paulina, co tam?
-Wpadniesz dzisiaj do mnie? Agata jest u swojego ojca, więc mam wolną chatę.
-Sorry, ale nie mam ochoty jakoś dzisiaj.
-Stało się coś?
-Ahhh, to długa historia i chcę pobyć teraz sama- odparłam i się rozłączyłam. Nie miałam jakoś ochoty na spotkanie z nikim. Musiałam sobie wszystko poukładać na spokojnie w głowie. Położyłam się na sofie i zamknęłam oczy. Zasnęłam. Ze snu wyrwało mnie po jakimś czasie pukanie do drzwi. Zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam Paulinę z butelką wina.
-Siema, to co gryzie moją przyjaciółkę?
-Cześć, wchodź- wpuściłam koleżankę do środka.
-No to opowiadaj- odparła, idąc do kuchni. Sama wyjęła kieliszki, otworzyła wino i poszła do salonu, gdzie nalała je do szkła.
-No bo wszyscy nalegają, żebym została tym dawcą dla Adama, ale ja nie umiem- mówiłam z płaczem w głosie- Wszyscy mi powtarzają, że to mój brat, ale czy gdyby był moim bratem to skrzywdziłby mnie wtedy tak bardzo? Nikt nie interesuje się tym. Kiedy o wszystkim mówiłam mamie ona mi nie wierzyła, a teraz chce, żebym była dla niego dawcą. Przecież to niedorzeczne.
-Karolina, nie płacz- Paulina mnie przytuliła- Jako twoja przyjaciółka cię rozumiem i nie mam zamiaru gadać tak jak pozostali, bo naprawdę to, co on zrobił, jest nie do wytłumaczenia i tak naprawdę jest najmocniejszym argumentem, żebyś nie godziła się na przeszczep. No niby kontrargumentem jest to, że dzieci zostawi, ale tu się liczy też twoje zdanie. Nie możesz tylko tym się sugerować.
-Jesteś chyba jedyną osobą, która mnie rozumie, bo na rodziców czy chociażby Mikołaja nie mogę liczyć, bo oni są zdania, że powinnam mu oddać ten szpik. Jeszcze Mikołaj to może mieć wątpliwości, ale rodzice?- westchnęłam i wzięłam łyk wina.
-Powiem tak. Moim zdaniem twój brat nie zasługuje na przeszczep, po tym, co zrobił.
-Dziękuje- odparłam, a wtedy zadzwonił dzwonek. Wstałam niechętnie z sofy i poszłam otworzyć drzwi. Zdziwiłam się, widząc Walczaka. W ręku trzymał czteropak piwa.
-Cześć- powiedział z uśmiechem, a po chwili w przedpokoju pojawiła się Paulina.
-Walczak? A co ty tutaj robisz?
-Paulina?
-Wejdź Kuba, wejdź- zaprosiłam go do środka. Wszyscy poszliśmy do salonu. Nalałam Kubie wina do kieliszka i zaczął się miły wieczór. Około dwudziestej pierwszej Paulina zadzwoniła po taksówkę i wróciła do córki, a my z Kubą siedzieliśmy do późna. Obejrzeliśmy trzy pierwsze części "Szybcy i wściekli", po czym pościeliłam Kubie w salonie, a ja poszłam spać do siebie.

Trzy dni później
Wstałam około szóstej. Zjadłam śniadanie, a następnie poszłam do łazienki, szykować się do pracy. Gdy byłam gotowa, wzięłam kluczyki od motocykla i kask i wyszłam z mieszkania. O siódmej trzydzieści dotarłam do pracy. Byłam ciekawa z kim będę dzisiaj jeździła. Weszłam do biura i zastygłam w bezruchu.
-Witam panią aspirant Karolinę Rachwał.
-Aspirant sztabową- odparłam chłodno- Co ty robisz w ogóle w policji?
-Mam swoje sposoby, a piśniesz choć słówko pani komendant, to zobaczysz. Pożałujesz tego i to bardzo.
-Jaskowska prędzej czy później się zorientuje i tak- stwierdziłam i wzięłam swoje rzeczy na przebranie. Przetrzepałam cały mundur i jak się można domyślić, znalazłam pluskwę. Gdy się przebrałam, nie wróciłam do biura, a poszłam do Jacka.
-Co cię do mnie sprowadza?- zapytał, a ja wzięłam kartkę i długopis.
-Słuchaj Jacek chciałam się ciebie zapytać, czy nie masz ochoty na walkę- mówiłam pisząc "Znalazłam przy sobie pluskwę". Następnie pokazałam pluskwę i napisałam "Ten nowy policjant jest chory psychicznie. Ja go znam. Ja z nim w Zielonej Górze pracowałam. Pewnie to jakoś ukrył, ale on był we mnie mega zakochany"
-Hmmm, no czemu by nie. A gdzie byśmy się spotkali?- ciągnął rozmowę, żeby to nie było podejrzane, a na kartce napisał, żebym uważała co mówie i że pójdzie do komendant.
-No to dzisiaj po pracy tam gdzie zawsze?
-No pewnie- Jacek puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się tylko.
-To pa, ja lecę na odprawę- powiedziałam i wyszłam z gabinetu Jacka. Poszłam jeszcze po swoją kamizelkę. Domagała cały czas tam siedział.
-No i co złotko? Po pracy jakaś kolacyjka? Zbliżył się do mnie. Ja byłam przerażona, bo wiedziałam, że zaraz zacznie się do mnie dobierać. Miałam szczęście, bo po chwili do gabinetu wszedł Jacek i Jaskowska z jakąś teczką.
-Przemek, ty się leczyłeś psychiatrycznie. Jak to ci się udało zatuszować?
-Powiedziałaś im to suko?!- wrzasnął na mnie i zaczął mnie okładać. Nie wiem, co się działo potem, bo szybko straciłam przytomność.

***
No, nareszcie skończyłam. Taki trochę na siłę ten rozdział, ale mam nadzieję, że się podoba.

czwartek, 8 grudnia 2016

I.3

-Magda, Robert, a co wy tu robicie?- spytałam zupełnie zaskoczona, widząc moją bratanicę i mojego bratanka.
-Ciocia, błagam, porozmawiajmy- powiedziała Magda. Nie mogłam się nie zgodzić, w końcu dzieciaki niczemu nie zawiniły, a poza tym Magda była moją chrześnicą.
-To chodźmy na ławkę. Mieszko, zaraz wrócę- uprzedziłam kolegę i ruszyliśmy w stronę wielkiego klonowego drzewa. Usiedliśmy całą trójką. Ja znajdowałam się po środku, z mojej lewej siedziała Magda, a z prawej siedział Robert.
-Ciocia, to chodzi o tatę, ty musisz mu pomóc. Słyszałam wczoraj rozmowę mamy z dziadkami. Ty jesteś jedyną osobą, która na dziewięćdziesiąt procent może być dawcą. Błagam cię, pomóż naszemu tacie- powiedziała moja chrześnica.
-Dzieciaki, ale ja nie mogę mu pomóc, przykro mi- wstałam i ruszyłam w stronę komendy.
-Ciocia, ale dlaczego nie możesz?- zapytał Tomek i się zwróciłam w ich stronę.
-Kiedyś mnie zrozumiecie- odparłam, a następnie przytuliłam ich na pożegnanie. Na komendę wróciłam przybita. Akurat nikogo nie było w biurze, więc pozwoliłam sobie na kilka łez. Niestety na moje nieszczęście wpadł Mikołaj, który postanowił przyjść po kilka rzeczy.
-Karolina, ty płaczesz?- zapytał mnie, a ja tylko się przekręciłam tyłem do niego. On nie dał za wygraną i po chwili kucał przede mną.
-Co się dzieje?- zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
-Nic się nie dzieje, a co się ma dziać.
-Przecież widzę, stało się coś.
-Mikołaj, błagam, nie naciskaj na mnie- odwróciłam wzrok w stronę okna, próbując powstrzymać kolejne łzy. Byłam w pracy i nie chciałam o tym myśleć, za to chciałam się czymś zająć. Jednak Mikołaj postanowił nie odpuszczać.
-Przecież widać ewidentnie, że coś się dzieje. Opowiadaj- nie wiem czemu, ale Mikołaj zadziałał ma mnie tak, że mu uległam i opowiedziałam prawie o wszystkim. Prawie, bo nie powiedziałam, dlaczego nie chcę zostać dawcą. Ufałam mu, ale nie na tyle, żeby opowiadać, co się stało, że jestem skłócona z Adamem.
-Karolina, ale to twój brat. Moim zdaniem powinnaś mu pomóc.
-Masz rodzeństwo?- zapytałam, spoglądając na Mikołaja.
-Miałem i nawet nie wiesz, ile bym dał, aby mój brat żył- odparł, kompletnie mnie zaskakując. Zupełnie nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
-Tylko nawet nie wiesz, co on zrobił- powiedziałam i wstałam z krzesła. Chciałam jak najszybciej przestać myśleć o tym, dlatego udałam się do bufetu po Mieszka. Niestety go tam nie było. Poszłam więc do dyżurnego z myślą, że tam go znajdę. Niestety nie było go również u Jacka. Wróciłam więc do biura. Mikołaja już na szczęście nie było, ale za to znalazłam Mieszka. Wydałam rozkaz powrotu na miasto. Dziesięć minut później siedziałam już za kierownicą radiowozu. Starałam się skupić na drodze, ale tak naprawdę cały czas myślałam o Adamie. Nie odzywałam się nic do Mieszka. Jego za to chyba zaczęła irytować ta cisza.
-Karolina, co to za dzieciaki były?- spytał. Już miałam ochotę wybuchnąć, ale się powstrzymałam, bo Mieszko tak naprawdę nie był niczemu winny.
-Dzieci mojego brata- odpowiedziałam spokojnie.
-Jak ja ci zazdroszczę rodzeństwa. Mi się zawsze marzyła młodsza siostra, ale mój tata zmarł na białaczkę- zamilkł na chwilę, ale potem kontynuował- Gdyby jego siostra zgodziła się być dawcą, może do tej pory by żył. Potem bardzo tego żałowała.
Ta historia była bardzo podobna do mojej i przybiła mnie jeszcze bardziej, ale starałam się nie pokazywać tego po sobie.
-Przykro mi- rzuciłam jedynie. Czekałam tylko na koniec służby. Wreszcie dobiegła ona końca, a ja mogłam wrócić do swojego mieszkania, gdzie czekał na mnie Wedel. Już od progu przywitał mnie ciepło. Kochałam tego psiaka jak własne dziecko. Przekąsiłam coś i wyszłam z nim na spacer. Jak zwykle spotkałam panią Krysię, którą później zaprosiłam do siebie na herbatę. Posiedziałyśmy, poplotkowałyśmy i o dwudziestej moja sąsiadka wróciła do siebie. Ja udałam się do łazienki. Wzięłam długą, relaksującą kąpiel, a następnie udałam się do łóżka. Po godzinie kręcenia udało mi się zasnąć, ale znowu nie na długo. Kolejną noc miałam koszmar. Tym razem różnił się od tego, co miałam zawsze, ale znowu się obudziłam cała zgrzana. Mój pies jak co noc czuwał przy moim łóżku. Do rana już nie zasnęłam. Dobrze, że miałam wolny poniedziałek. Mogłam sobie nareszcie dobrze odpocząć. W planach miałam spędzenie całego dnia przed telewizorem. Coś mi jednak nie dawało spokoju, ale nie wiedziałam co. Od rana ogarniał mnie dziwny niepokój. Byłam pewna, że coś się dzisiaj wydarzy, ale nie wiedziałam co. Około dziesiątej zadzwonił mój telefon. Był to Mikołaj.
-Karolina, przyjedź do szpitala wojewódzkiego najszybciej jak się da. 
-Stało się coś?- przestraszyłam się.
-Tak jakby. Złamałem nogę. Przyjedziesz po mnie?
-No dobra, będę za jakieś pół godziny, ale co ty właściwie zrobiłeś?
-Lepiej nie wnikaj. Szkoda gadać.
-Gadaj, bo nie przyjadę po ciebie- postanowiłam się z nim podroczyć.
-No bo spadłem z łóżka- odparł, a ja parsknęłam śmiechem.
-Że co? Ale jak to możliwe?
-Błagam, przyjedź po mnie. 
-No już, szykuje się. Daj mi chwilę, bo w piżamie jestem.
-Ok, czekam- Mikołaj się rozłączył, a ja poszłam się szykować. Cały czas gdy myślałam o Mikołaju, chciało mi się śmiać. 
Pół godziny później byłam w szpitalu. Szybko znalazłam Mikołaja. Siedział on na korytarzu. 
-Dziękuję Karolina, że przyjechałaś po mnie.
-Spoko. To żaden problem- odpowiedziałam, śmiejąc się.
-Co cię tak bawi?
-Ty, no bo jak można złamać nogę, spadając z łóżka?
-Nie wnikaj, tylko zabierz mnie stąd, bo zwariuje. 
-Chodź kaleko- zażartowałam. Mikołaj mnie zmroził wzrokiem- No dobra, już nie będę.
-Trzymaj to lepiej- podał mi kopertę, prawdopodobnie z wypisem. Ruszyliśmy w stronę wyjścia. W drzwiach minęliśmy się z jakimś zrozpaczonym małżeństwem, a po chwili usłyszałam swoje imię. Obejrzałam się i ujrzałam małżeństwo, z którym przed chwilą się minęliśmy przed chwilą.
-Mama, tata? Stało się coś?- zapytałam.

***
No i jest kolejne opowiadanie. Nareszcie skończyłam. 

niedziela, 27 listopada 2016

I.2

Praca na komendzie miejskiej we Wrocławiu bardzo mi się podoba. Z Mikołajem jak i z pozostałą częścią ludzi pracujących na komendzie, dogaduję się bardzo dobrze.
Wczoraj wyjątkowo miałam patrol z Olą Wysocką, a dzisiaj mam z Mieszkiem Pawlakiem, gdyż Białach jest na zwolnieniu po tym jak skręcił sobie kostkę podczas walki z Jackiem Nowakiem, naszym dyżurnym.
Zaraz po odprawie udaliśmy się do radiowozu i pojechaliśmy na miasto. Postanowiliśmy pokręcić się koło szkoły. Wtedy Mieszko dojrzał kobietę, która prowadząc samochód, rozmawiała przez telefon. Zatrzymaliśmy więc nią. Posterunkowy poszedł po wszystkie dokumenty od niej, a ja zgłosiłam wszystko Jackowi. Gdy skończyłam z nim rozmawiać, wysiadłam z radiowozu i dołączyłam do młodszego kolegi.
-Dzień dobry, aspirant sztabowy Karolina- nie było dane mi dokończyć, bo ujrzałam swoją przyjaciółkę Paulinę Wach. Obie byłyśmy zaskoczone. Paulina namówiła mnie na spotkanie jeszcze dzisiaj. Nie mogłam jej odmówić.
Odnośnie jej wykroczenia, dostała tylko upomnienie i opuściliśmy ją. Mieszko nie był zadowolony, ale to w końcu ja byłam dowódczynią. Poza tym Paulina jak my, była policjantką.
-Wiem, że wyda ci się to wścibskie, ale skąd znasz tą kobietę?- zapytał. Ja się tylko zaśmiałam, przypominając sobie początki znajomości z Pauliną. Postanowiłam opowiedzieć ją Mieszkowi, bo z czasem stało się to zabawne, a poza tym mogłam go ostrzec jakich błędów nie należy popełniać.
-Otóż, miałyśmy tego samego faceta.
-Jeszcze mi pewnie powiesz, że w tym samym czasie- zażartował, nie zdając sobie sprawy z tego, że mówi poważnie. Ja się tylko uśmiechnęłam- Nie no, serio?
-Tak, ale muszę rozczarować ciebie, bo o sobie nie wiedziałyśmy.
-Dosyć oryginalny początek znajomości- stwierdził. Ja tylko przytaknęłam głową.
Resztę patrolu spędziliśmy dosyć spokojnie. Wlepiliśmy jedynie kilka mandatów. Gdy służba dobiegła końca, zjechaliśmy na bazę, wypełniliśmy papiery i szybko poleciałam się przebrać w swoje ubrania, a następnie udałam się do domu, przygotować na spotkanie z Pauliną. Niby umówiłyśmy się na kawę, ale w czasie patrolu dostałam sms-a od Wach, że spotkamy się w nocnym klubie "Piekło". Postanowiłam więc ubrać się bardziej wyzywająco. Założyłam obcisłą szarą sukienkę z suwakiem z przodu, który biegł od samej góry do końca. Zrobiłam sobie makijaż, włosy tylko wymodelowałam i byłam gotowa do wyjścia. Zarzuciłam na siebie jeszcze tylko skórę, wzięłam torebkę, do której wsadziłam portfel, szminkę i paczkę chusteczek. Pozamykałam wszystkie pokoje na klucz, aby Wedel nie narobił dużych szkód i wyszłam.
Paulina czekała już na mnie na miejscu. Również się odstawiła. Przywitałyśmy się i weszłyśmy do środka. Najpierw wypiłyśmy jednego małego drinka, a potem kolejnego i kolejnego. Przy trzecim drinku przestałam liczyć. Obie wywijałyśmy na parkiecie. Około piątej Paulina zadzwoniła po swojego kolegę z pracy, który porozwoził nas do domu. W sumie film mi się urwał pod blokiem Pauli, kiedy to Kuba, jeśli dobrze pamiętam, zanosił ją do domu.
Przebudziłam się, leżąc w swoim mieszkaniu na kanapie. Na fotelu siedział rozłożony Kuba, a przy jego nogach leżał Wedel.
-Co ty tutaj robisz?- spytałam zdezorientowana.
-Zasnęłaś u mnie w aucie i nie chciałem cię budzić, więc postanowiłem poczekać, aż wstaniesz, żeby móc zamknąć mieszkanie- odpowiedział. Mi strasznie szumiało w głowie. Bolała mnie ona niemiłosiernie.
-Dzięki- podniosłam się po woli.
-Spoko. Polecam się na przyszłość. Ja będę już leciał, bo mam kilka spraw do załatwienia.
-To na razie- rzekłam i odprowadziłam go do drzwi. Następnie poszłam do kuchni, wzięłam tabletki na ból głowy i wróciłam do spania. Obudziłam się około osiemnastej. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam, że mam kilkanaście nieodebranych połączeń. Siedem od mamy i pięć od taty. Postanowiłam, że oddzwonię do mamy, lecz gdy chciałam wybrać już numer, ktoś nerwowo zaczął dzwonić do drzwi. Zwlokłam się z łóżka i poszłam je otworzyć. Nie wierzyłam własnym oczom. To byli moi rodzice. Wpuściłam ich do środka.
-Cześć- przytuliłam ich na powitanie- Fajnie was widzieć, czemu nie powiedzieliście, że wypadnięcie do Wrocławia?
-Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę, a jak dzwoniliśmy upewnić się, że jesteś w domu, to nie odbierałaś, ale widzę po tobie, że chyba była imprezka- stwierdziła moja mama, a ja się tylko zaśmiałam.
-Masz rację, ale chodźcie, rozbierzcie się, a ja wam coś do picia zrobię- poszłam do kuchni, a po chwili moi rodzice do mnie dołączyli. Przygotowałam każdemu herbatę, wyjęłam ciastka orzechowo- czekoladowe i dosiadłam się do stołu.
-To opowiadaj Karolina, co tam słychać, jak ci się pracuje na nowej komendzie?
-Bardzo dobrze, ekipa jest super zgrana. Nigdzie tak do tej pory nie było. Cieszę się, że trafiłam tam. A co tam u was słychać?- spojrzałam na rodziców.
-A postanowiliśmy nasze dzieci odwiedzić i widzę, że całkiem dobrze się wam powodzi- odrzekł ojciec. Zauważyłam, że coś tu jest nie tak. Moi rodzice sami z siebie by nie przyjechali, chyba że na urodziny.
-Tato, a tak naprawdę?
-To już nie możemy własnych dzieci odwiedzić?- moja mama się oburzyła. Zrobiło mi się przykro, że tak ich osądziłam od razu, ale naprawdę mi tu coś nie pasowało.
-No możecie, ale...
-Ale tak, masz rację. Nie jesteśmy tu bezinteresownie- przyznał w końcu tata. Mama go zmroziła wzrokiem. Chyba nie tak to planowali. Zauważyłam też smutek na ich twarzach.
-Co się dzieje? Stało się coś?
-Kiedy ostatni raz widziałaś się z bratem?
-Na święta. Przecież wiesz, że po tym co się stało nie odzywam się do niego- rzekłam, spuszczając wzrok. Nawet nie zapytałam się, co się stało, że mnie rodzice o to pytają, bo tak naprawdę miałam Adama głęboko gdzieś. Wstałam od stołu, żeby wyjąć jakąś czekoladę.
-Adam jest od pół roku chory- oznajmiła moja mama, a ja zamarłam. Odwróciłam się w stronę rodziców. Widziałam łzy spływające po ich policzkach.
-Na co?- zapytałam. Mimo, że nienawidziłam brata, przejęło mnie to, co oznajmili mi rodzice.
-Białaczka. Jego stan nie jest dobry. Chemia mu nie pomaga. Potrzebuje przeszczepu- odpowiedział tata i tak naprawdę zostałam postawiona między młotem a kowadłem. Z jednej strony to mój brat, a z drugiej po tym, co się stało moim zdaniem zasługiwał na śmierć. Biłam się z myślami. Siadłam na krześle i spojrzałam na rodziców.
-Mamo, tato, ja mu nie pomogę. Na mnie nawet nie liczcie.
-Ale Karolina, zdajesz sobie sprawę z tego, jakie trudne jest znalezienie dawcy?
-Tak, ale nie możecie ode mnie zbyt wiele oczekiwać. Sami wiecie jak jest.
-Chcesz pozbawić Magdę i Roberta ojca?!- uniosła się moja mama. Wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się.
-Opuście mój dom.
-Ale Karolina, zrozum, to przecież twój brat. Przecież gdybyś była w potrzebie on na pewno by ci pomógł.
-Już raz mi pomógł i co z tego mam?! Nie pomogę mu i tyle. Możecie mnie nazwać zimną i podłą suką, a ja i tak zdania nie zmienię- krzyknęłam i udałam się z płaczem do sypialni. Nie wiem ile leżałam i płakałam, ale po jakimś czasie poczułam jak moja mama siada na moim łóżku.
-Córeczko, jeśli nie chcesz, nie będziemy na ciebie z tatą naciskać. Nie możemy cię zmusić przecież do tego, ale przemyśl sobie dobrze to wszystko. Tylko to mi obiecaj.
-Dobrze mamo, pomyślę- odparłam, wtulając się w nią.
-Idziesz jutro do pracy?- zmieniła temat. Kiwnęłam tylko twierdząco głową.
-To my się będziemy zbierać. Mamy pokój w hotelu zarezerwowany. Jak coś, to dzwoń do mnie- powiedziała moja mama, całując mnie w czoło. Poczułam się jak nastolatka, którą właśnie rzucił chłopak. Po chwili mama wyszła. Poszłam zjeść kanapkę, wzięłam prysznic i wróciłam do łóżka. Mimo, że ból głowy mi przeszedł to i tak całą noc nie mogłam spać. Myślałam cały czas o Adamie i o tym jaką podjąć decyzję. Przez to zarwałam kolejną nockę. Niestety mieliśmy służbę z Mieszkiem w niedzielę i musiałam wcześniej wstać do pracy. Przed wyjściem z domu wypiłam ze trzy kawy, żeby w jakiś sposób funkcjonować. Na komendę dotarłam jakoś o siódmej trzydzieści. Natychmiast przebrałam się w mundur i poszłam po kolejną kawę. Wypiłam ją w drodze na odprawę. Była ona naprawdę krótka. Piętnaście po ósmej wyjechaliśmy na patrol. Na mieście było niewiele ludzi. Aż zastanawiałam się po co ten patrol. Nie tylko ja, bo posterunkowy również.
-A co byś Karolina powiedziała, gdybyśmy zjechali na jakąś kawę?- zaproponował. Ja tylko się zaśmiałam.
-Owszem, ale ja biorę herbatę, bo to byłaby już moja piąta kawa z rzędu dzisiaj.
-Ok, to zgłosisz to dyżurnemu?
-No jasne- odparłam i wywołałam dyżurnego. On nie miał nic przeciwko temu, dlatego pojechaliśmy na jednostkę. Nie spodziewałam się, że ktoś będzie na mnie czekał.
***
No hejka, kolejne opowiadanie za nami. Jak wam się podoba? Jak myślicie, dlaczego Karolina tak nienawidzi swojego brata? Czy jednak zgodzi się być dawcą szpiku dla niego? Kto czekał na Karolę przed komendą?

I.1

To był mój pierwszy dzień pracy na nowym komisariacie. Nie bałam się zbytnio, tym bardziej, że wiedziałam, że będę jeździła z policjantem, który był jednym z lepszych w mieście. Wzięłam kask z komody stojącej w przedpokoju i wyszłam ze swojego mieszkania. Zamknęłam drzwi i zeszłam do garażu. Wyprowadziłam swój motocykl, wsiadłam na niego i ruszyłam w stronę nowego miejsca pracy. Komenda ta różniła się sporo od tej, w której pracowałam poprzednio. Była w nowoczesnym stylu. Spodobała mi się bardzo. Miałam nadzieję, że znajomych też będę miała fajnych, ale rozczarowałam się nim jeszcze weszłam do środka. Mikołaj Białach, policjant z którym miałam jeździć na patrole stał i rozmawiał ze swoim kolegą przy aucie. Nie miał o mnie zbyt dobrego zdania, mimo że mnie nie znał. Nie wiedział jaka jestem naprawdę, a już mnie ocenił. Zrobiło mi się przykro. Chciałam podejść do niego i powiedzieć mu, co o tym sądzę, ale postanowiłam odpuścić i udałam się do budynku i skierowałam się do gabinetu pani komendant, która wszystko wyjaśniła mi. Następnie poszłam przebrać się w mundur i ogarnąć trochę włosy. Gdy już byłam gotowa ruszyłam na odprawę. Spóźniłam się chwilę, ale pani komendant nawet mi nie dała ochrzanu. Przedstawiła mnie wszystkim. Śmiać mi się chciało, gdy Mikołaj usłyszał, że będzie ze mną jeździł. Przed komendą chyba nie zdawał sobie sprawy, że będę nim dowodziła. Po odprawie pani komendant jeszcze raz nas sobie przedstawiła, poszliśmy do biura po kamizelki, a następnie do radiowozu. Patrol zaczął się w ciszy, jednak Mikołaj ją postanowił przerwać.
-Przepraszam za to pod komendą, jeśli panią uraziłem w jakiś sposób.
-Żadną panią, tylko Karolina jestem- wyciągnęłam rękę w jego stronę. Spodobało mi się to, że umiał przeprosić i przeszła mi początkowa awersja do niego.
-Mikołaj- mężczyzna również wyciągnął rękę w moją stronę i uśmiechnęliśmy się do siebie- To może powiesz mi coś więcej o sobie Karolina?
-A co konkretnie chcesz wiedzieć?- uniosłam lewą brew.
-Od zawsze mieszkasz we Wrocławiu?- spytał.
-Gdy miałam dziesięć lat razem z rodzicami przeprowadziliśmy się z Wrocławia do Zielonej Góry, a kilka lat temu wróciłam tutaj, bo jakoś mnie tutaj ciągnęło. A ty?- zwróciłam się do nowego kolegi.
-Mieszkałem w Oleśnicy, ale do liceum chodziłem we Wrocławiu i tak jakoś tutaj zostałem. A w ogóle widziałem, że na motocyklu przyjechałaś pod pracę. Długo jeździsz?
-Z piętnaście lat będzie, a ty też jeździsz?
-Jeździłem, ale to już nie na moje zdrowie- zaśmiał się i wtedy dostaliśmy wezwanie od dyżurnego. Dotyczyło ono kobiety, która opiekowała się dziećmi pod wpływem alkoholu. Przypomniało mi się jedno z moich pierwszych wezwań tego typu. Wtedy skończyło się to tragedią. Dziecko wypadło z okna. Cały czas ponaglałam Białacha, aby jechał szybciej. Bałam się, że ta interwencja też się tak skończy. Całe szczęście dzieci były całe i zdrowe. Ich starsza siostra zabrała je od matki, a my wykonaliśmy resztę obowiązków.
Reszta patrolu minęła nam spokojnie. Około osiemnastej zjechaliśmy na bazę i udaliśmy się do biura, gdzie wypełniliśmy wszystkie papiery.
-Dzięki za dzisiaj- odparł Mikołaj, zabierając swoje rzeczy.
-A może dasz się zaprosić na piwo?- zaproponowałam. Chciałam lepiej poznać go, tak prywatnie, a nie służbowo.
-Z miłą chęcią, ale mam już plany na dzisiaj. Innym razem. Do jutra- powiedział i wyszedł z biura. Mi nic innego nie zostało jak skończyć papierologię i udać się na przejażdżkę moim motocyklem.
Gdy tylko wyszłam z komendy wsiadłam na moją maszynę i ruszyłam w stronę mojego ulubionego miejsca, gdzie po ciężkim dniu pracy mogłam się odstresować. Motocykl zostawiłam na pobliskim parkingu i ruszyłam w stronę Odry. Dotarłam do wielkiego głazu, na którym często przesiadywałam. Weszłam na niego, siadłam z podkurczonymi nogami i spojrzałam w dal. Było tu tak cicho, że mogłam zebrać wszystkie swoje myśli. Jak tylko słońce zaczęło zachodzić, zebrałam się i pojechałam do domu. Tam przy drzwiach czekał już na mnie mój czekoladowy labrador, który wabił się Wedel. W pysku trzymał swoją smycz. Nie był na spacerze od rana, dlatego odłożyłam kask, zapięłam smycz i wyszliśmy na dwór. Gdy chodziłam tak bez celu z Wedlem, spotkałam jedną z moich sąsiadek, z którą bardzo dobrze się dogaduję. Była to starsza pani, która również spacerowała ze swoim psem. Lubię ją. Często nawet robię jej większe zakupy, jeśli potrzebuje.
-Karolcia, a jak tam pierwszy dzień pracy w nowym miejscu?- zapytała. Tylko ona mnie nazywa Karolcia i za pewne gdyby to ktoś inny powiedział, złościłabym się, bo ogólnie nienawidzę tego zdrobnienia, ale pani Krysi pozwalam na to.
-A bardzo dobrze, zostałam ciepło przyjęta do zespołu i mimo małego nieporozumienia polubiłam mojego partnera z patrolu- odpowiedziałam.
-To się cieszę. W ogóle zapraszam cię w niedzielę na obiad. Muszę ci się dziecko odwdzięczyć za to, co robisz dla mnie. Ty jesteś taka dobra- zrobiło mi się bardzo przyjemnie na sercu. Nie mogłam odmówić pani Krysi, poza tym uwielbiam spędzać z nią czas. To jest jedyna sąsiadka, którą lubię. Reszta to sami wredni ludzie, którzy czepiają się dosłownie o wszystko. Pani Krysia jest dla mnie jak babcia.
-Z miłą chęcią wpadnę, ale pod warunkiem, że razem go przygotujemy.
-Oj no dobra- zgodziła się.
Chodziłyśmy tak jeszcze dopóki nie zrobiło się chłodno, a potem udałyśmy się do swoich mieszkań. Tam wzięłam gorącą kąpiel z lampką wina, a następnie położyłam się do łóżka. Bardzo długo się wierciłam, ale w końcu udało mi się zasnąć. Jednak nie na długo, bo gdzieś koło pierwszej w nocy obudziłam się z krzykiem, cała zalana potem. Już kolejną noc męczył mnie ten sam koszmar. Nie mogłam się od niego uwolnić. Spojrzałam się na Wedla, który uważnie mi się przyglądał.
-Spokojnie, to tylko zły sen- pogłaskałam go. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Pies powlekł się za mną. Tam napiłam się zimnej wody i wróciłam do sypialni. Położyłam się i po godzinie udało mi się zasnąć.
****

Hejka. Witam was na blogu o Karolinie Rachwał. Nie będę się Wam przedstawiać, bo większość mnie zna. Mam tylko nadzieję, że będzie czytali tego bloga.