niedziela, 23 lipca 2017

I.5

Zaczęłam pomału otwierać oczy. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem w szpitalu. Obok mnie siedziała moja mama ze łzami w oczach.
-Córeczko, jak ja się martwiłam.
-Zamknęli go?- zapytałam, przypominając sobie sytuację z komendy.
-Tak, ważne, że tobie nic nie jest.
-Długo byłam nieprzytomna?
-Kilka godzin. Lekarz mówi, że miałaś lekkie wstrząśnienie mózgu, ale powinno być wszystko dobrze. Jednak dostaniesz tydzień wolnego.
-O jakim zwolnieniu mówisz? Ja wracam do pracy. Nie ma mowy, żebym siedziała w domu.
-Lepiej, żebyś sobie odpoczęła. A w ogóle to myślałaś o tym, czy zostaniesz dawcą szpiku?- odezwała się moja rodzicielka. No tak, jak zwykle z resztą musi o to mnie pytać. Obchodzi ją tylko Adam. Ja się nie liczę w ogóle.
-Tak, myślałam. I odpowiedź brzmi nie!- wrzasnęłam. Niech sobie szuka innego dawcy. Z resztą wyjdź stąd najlepiej. Chcę być sama.
Mama nawet nie protestowała. Byłam pewna, że poszła do swojego ukochanego Adasia. Przekręciłam się na lewy bok i zaczęłam szlochać. Nie rozumiałam zachowania moich rodziców. To on mnie skrzywdził, a i tak był dla nich najukochańszy. Nie rozumiałam tego. Po chwili zasnęłam.

Kilka dni później
Nie poszłam na zwolnienie. Gdybym to zrobiła, całymi dniami siedziałabym w domu i myślała o tym wszystkim. Tak przynajmniej mogę się zająć pracą.
Na patrol miałam pojechać z Emilią Zapałą, która wróciła z urlopu macierzyńskiego. Znałam ją tylko z opowieści innych policjantów. Siedziałam w naszym pokoju i czekałam aż się zjawi. Wpadła pięć minut przed odprawą.
-Cześć, jestem Emilia Zapała. Sorry, ze tak późno, ale się odzwyczaiłam trochę.
-Spoko, Karolina Rachwał- wyciągnęłam do niej rękę. Idziemy na odprawę?- zapytałam. Ona odłożyła swoje rzeczy do szafki i udałyśmy się do sali odpraw.
-Dzień dobry- chwilę później zjawiła się Jaskowska i zajęła swoje miejsce- Widzę, że już wszyscy są. Pragnę przywitać po dłuższej przerwie starszą sierżant Emilię Zapałę. Emilka, będziesz jeździła razem z Karoliną Rachwał. Karolina dowódca. Mam nadzieję, że się dogadacie- odparła. Ja kiwnęłam głową, że rozumiem. Reszta odprawy dotyczyła spraw bieżących. Jaskowska nam przydzieliła Krzyki. Po wszystkim udałyśmy się po kamizelki, a następnie do radiowozu. Wyjechałyśmy na patrol. Widziałam banana na twarzy Emilki. Ja miałam trochę gorszy dzień. Matka popsuła mi go z samego rana, dlatego cieszyłam się, że jestem w pracy. Postanowiłam zagadać do Emilki.
-Ile służysz w policji?
-Trzy lata- odpowiedziała- Wcześniej pracowałam na posterunku w Wadlewie, w mojej rodzinnej miejscowości. Potem miałam też kontrakt w Stanach, a jak wróciłam, to zaczęłam pracę tutaj. Tak poznałam Krzyśka. A ty?
-Osiem lat już będzie. Najpierw pracowałam w Zielonej Górze, a potem przenieśli mnie tutaj.
-Ok. Ja tam jestem zadowolona, że tu trafiłam. Poznałam dzięki temu Krzyśka. A nie zapomnę jak byłam na swoim drugim patrolu i to było z Mikołajem i mówiłam, że jestem taką zdeklarowaną singielką i wolę, żeby tak zostało. A teraz jestem szczęśliwą mężatką- powiedziała. Uśmiechnęłam się do niej. Nagle na drogę wbiegł nam jakiś facet. Zachamowałam gwałtownie.
-Co pan odwala, chce pan, żebym pana potrąciła- wyszłam z auta i zaczęłam się wydzierać. Mężczyzna się podniósł i okazało się, że to Jakub Walczak z wojewódzkiej. Partner mojej przyjaciółki. Zaraz pojawiła się Paulina.
-Kuba, nic ci nie jest?- zapytała.
-Nie, nie jest. Piękna pani aspirant ma świetny refleks- odparł i uśmiechnął się do mnie.
-Walczak, nie zgrywaj się. Lepiej powiedz, czemu wybiegłeś mi tak na jezdnię- powiedziałam.
-Co tu się dzieje?- Emilka wysiadła z auta i podeszła do nas.
-Jaka śliczna pani sierżant- odezwał się Walczak.
-Ta pani sierżant jest mężata i jej mąż też jest policjantem- powiedziała Zapała.
-Przepraszam. A wybiegłem, bo goniłem gościa, u którego narkotyki znaleźliśmy.
-Pan jest policjantem- zdziwiła się Emilka.
-Tak. Oni są z wojewódzkiej- wyjaśniłam.
-Karolcia, masz czas dzisiaj wieczorem? Może pójdziemy na jakieś piwko, gdzie mecz jakiś puszczają?
-Skąd wiesz, że lubię mecze?
-Wygadałaś się jak cię odwoziłem do domu po przygodzie w Piekiełku- powiedział, a ja poczułam jak się czerwienię. Widziałam, że Emilka patrzyła to na mnie, to na Kubę.
-Spokojnie, nic nie było- Walczak zwrócił się do Emilii.
-Czy ja coś mówię?
-My wracamy na patrol- zarządziłam.
-A to spotkamy się dzisiaj?
-Nie- powiedziałam twardo. Wsiadłam do radiowozu. Emilka zrobiła to samo i odjechaliśmy, zostawiając Walczaka i Wach samych. Wróciliśmy na patrol. Potem zrobiłyśmy sobie przerwę i zjechałyśmy na komendę na obiad. Na stołówce dosiadłyśmy się do Krzyśka, Jacka i Szymona. W ich towarzystwie zapomniałam o wszystkich moich problemach. Po obiedzie z Emilią wróciłyśmy na patrol. Miałyśmy jakąś dziwną interwencję, gdzie starsza pani twierdziła, że straszy u niej w domu, a okazało się, że to jej sześcioletnia wnuczka małego kotka schowała w szafie. Kolejna dotyczyła oszusta, który wyłudzał pieniądze metodą "na lusterka". Do tego ukarałyśmy kilku pijaczków. Około dwudziestej skończyłyśmy pracę.
-Emilka, fajnie się z tobą pracowało- powiedziałam, gdy już moja nowa partnerka wychodziła z pokoju.
-Z tobą również.
-A mogę mieć do ciebie i Krzyśka prośbę?- zapytałam niepewnie.
-No pewnie. Wal śmiało.
-Odwieźlibyście mnie do domu? Bo przywiozła mnie rano koleżanka, a teraz nie mam jak wrócić.
-No jasne, chodź- powiedziała z uśmiechem Emilka. Wzięłam swoją torbę i udaliśmy się do wyjścia. Tam czekała na mnie niespodzianka. Otóż czekał na mnie tam Kuba Walczak.
-O, twój amant- skomentowała Emilka.
-Kuba, co ty tu robisz? Skąd w ogóle wiedziałeś, kiedy kończę?- spytałam.
-Ptaszki ćwierkały- odparł i spojrzał na Jacka, który akurat wychodził z komendy- Zabieram cię do siebie na mecz
-Ale przecież mówiłam, że nie chce- zaczęłam się kierować w stronę samochodu Zapałów.
-Trudno, muszę użyć siły- powiedział. Złapał mnie i przerzucił przez ramię. Zaniósł do auta i posadził mnie na przednim siedzeniu. Za nim zdążyłam wysiąść, on odjechał spod komendy. Siedziałam wściekła. Nawet nie zapięłam pasów. Dwadzieścia minut później byliśmy na osiedlu, gdzie on mieszka. Bez zastanowienia wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. On jednak do mnie podbiegł, zrobił to samo, co przed komendą i zaniósł do swojego mieszkania. Miałam ochotę go zabić, a następnie Jacka. Jednak po drugim piwie byłam wdzięczna mu. Całkiem dobrze się dogadywałam z Kubą. Jednak nie chciałam mu robić nadziei. Z resztą, jeśli poznałby prawdę, zostawiłby mnie. Wolałam się nie angażować w związek, chociaż widziałam w jego oczach iskierki radości. Po trzecim piwie zamówiłam taksówkę. Nie chciałam się upijać, bo rano miałam służbę.
-Kiedy to powtórzymy?- spytał Walczak, gdy zakładałam buty.
-Mam wolny weekend. Jak zdobędziesz adres, to zapraszam w sobotę- powiedziałam i wyszłam z jego mieszkania. Taksówka już na mnie czekała. Wsiadłam do niej i podałam swój adres. Na miejscu byłam po kwadransie. Uregulowałam należność i weszłam do swojego bloku. Tam ktoś na mnie czekał.
***
Hejka. Witam po przerwie. Następne opowiadanie pojawi się na blogu o Oli i Jacku :) Spodziewajcie się go w tym tygodniu ;)

czwartek, 26 stycznia 2017

I.4

-Stan twojego brata się pogorszył- zwróciła się do mnie moja mama, ale mnie to jakoś nie ruszyło.
-Aha- wzruszyłam ramionami i skierowałam się do wyjścia- Mikołaj, chodź- zawołałam kolegę, który stał zdezorientowany.
-Ale twój brat- odparł, a ja go zmroziłam wzrokiem.
-To nie jest mój brat- powiedziałam i wyszłam ze szpitala. Mikołaj zrobił to samo i po chwili oboje siedzieliśmy w moim aucie.
-Karolina, możesz mi powiedzieć, co ty odwalasz?
-Mikołaj, błagam, nie wnikaj. Naprawdę nie chce gadać o tym, dlaczego jestem z nim skłócona- odparłam, wkładając kluczyk do stacyjki.
-Ale twój brat walczy o życie, a ciebie to w ogóle nie rusza. Gdyby można było cofnąć czas, zrobiłbym wszystko, aby mój brat żył.
-Adam zasłużył na taką karę. Jedźmy już lepiej- powiedziałam, odpalając samochód. Odwiozłam Mikołaja do domu i wróciłam do siebie. Po mojej głowie wciąż krążyła rozmowa z Mikołajem. Ja jednak nie umiałam wybaczyć Adamowi. Przez niego cierpiałam i to długi czas. Nie byłam teraz w stanie od tak zgodzić się na ten przeszczep. Musiałam wszystko na spokojnie przemyśleć. Do rzeczywistości przywołał mnie mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. To była Paulina. Odebrałam.
-Hej Paulina, co tam?
-Wpadniesz dzisiaj do mnie? Agata jest u swojego ojca, więc mam wolną chatę.
-Sorry, ale nie mam ochoty jakoś dzisiaj.
-Stało się coś?
-Ahhh, to długa historia i chcę pobyć teraz sama- odparłam i się rozłączyłam. Nie miałam jakoś ochoty na spotkanie z nikim. Musiałam sobie wszystko poukładać na spokojnie w głowie. Położyłam się na sofie i zamknęłam oczy. Zasnęłam. Ze snu wyrwało mnie po jakimś czasie pukanie do drzwi. Zwlokłam się z łóżka i poszłam otworzyć. W drzwiach ujrzałam Paulinę z butelką wina.
-Siema, to co gryzie moją przyjaciółkę?
-Cześć, wchodź- wpuściłam koleżankę do środka.
-No to opowiadaj- odparła, idąc do kuchni. Sama wyjęła kieliszki, otworzyła wino i poszła do salonu, gdzie nalała je do szkła.
-No bo wszyscy nalegają, żebym została tym dawcą dla Adama, ale ja nie umiem- mówiłam z płaczem w głosie- Wszyscy mi powtarzają, że to mój brat, ale czy gdyby był moim bratem to skrzywdziłby mnie wtedy tak bardzo? Nikt nie interesuje się tym. Kiedy o wszystkim mówiłam mamie ona mi nie wierzyła, a teraz chce, żebym była dla niego dawcą. Przecież to niedorzeczne.
-Karolina, nie płacz- Paulina mnie przytuliła- Jako twoja przyjaciółka cię rozumiem i nie mam zamiaru gadać tak jak pozostali, bo naprawdę to, co on zrobił, jest nie do wytłumaczenia i tak naprawdę jest najmocniejszym argumentem, żebyś nie godziła się na przeszczep. No niby kontrargumentem jest to, że dzieci zostawi, ale tu się liczy też twoje zdanie. Nie możesz tylko tym się sugerować.
-Jesteś chyba jedyną osobą, która mnie rozumie, bo na rodziców czy chociażby Mikołaja nie mogę liczyć, bo oni są zdania, że powinnam mu oddać ten szpik. Jeszcze Mikołaj to może mieć wątpliwości, ale rodzice?- westchnęłam i wzięłam łyk wina.
-Powiem tak. Moim zdaniem twój brat nie zasługuje na przeszczep, po tym, co zrobił.
-Dziękuje- odparłam, a wtedy zadzwonił dzwonek. Wstałam niechętnie z sofy i poszłam otworzyć drzwi. Zdziwiłam się, widząc Walczaka. W ręku trzymał czteropak piwa.
-Cześć- powiedział z uśmiechem, a po chwili w przedpokoju pojawiła się Paulina.
-Walczak? A co ty tutaj robisz?
-Paulina?
-Wejdź Kuba, wejdź- zaprosiłam go do środka. Wszyscy poszliśmy do salonu. Nalałam Kubie wina do kieliszka i zaczął się miły wieczór. Około dwudziestej pierwszej Paulina zadzwoniła po taksówkę i wróciła do córki, a my z Kubą siedzieliśmy do późna. Obejrzeliśmy trzy pierwsze części "Szybcy i wściekli", po czym pościeliłam Kubie w salonie, a ja poszłam spać do siebie.

Trzy dni później
Wstałam około szóstej. Zjadłam śniadanie, a następnie poszłam do łazienki, szykować się do pracy. Gdy byłam gotowa, wzięłam kluczyki od motocykla i kask i wyszłam z mieszkania. O siódmej trzydzieści dotarłam do pracy. Byłam ciekawa z kim będę dzisiaj jeździła. Weszłam do biura i zastygłam w bezruchu.
-Witam panią aspirant Karolinę Rachwał.
-Aspirant sztabową- odparłam chłodno- Co ty robisz w ogóle w policji?
-Mam swoje sposoby, a piśniesz choć słówko pani komendant, to zobaczysz. Pożałujesz tego i to bardzo.
-Jaskowska prędzej czy później się zorientuje i tak- stwierdziłam i wzięłam swoje rzeczy na przebranie. Przetrzepałam cały mundur i jak się można domyślić, znalazłam pluskwę. Gdy się przebrałam, nie wróciłam do biura, a poszłam do Jacka.
-Co cię do mnie sprowadza?- zapytał, a ja wzięłam kartkę i długopis.
-Słuchaj Jacek chciałam się ciebie zapytać, czy nie masz ochoty na walkę- mówiłam pisząc "Znalazłam przy sobie pluskwę". Następnie pokazałam pluskwę i napisałam "Ten nowy policjant jest chory psychicznie. Ja go znam. Ja z nim w Zielonej Górze pracowałam. Pewnie to jakoś ukrył, ale on był we mnie mega zakochany"
-Hmmm, no czemu by nie. A gdzie byśmy się spotkali?- ciągnął rozmowę, żeby to nie było podejrzane, a na kartce napisał, żebym uważała co mówie i że pójdzie do komendant.
-No to dzisiaj po pracy tam gdzie zawsze?
-No pewnie- Jacek puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się tylko.
-To pa, ja lecę na odprawę- powiedziałam i wyszłam z gabinetu Jacka. Poszłam jeszcze po swoją kamizelkę. Domagała cały czas tam siedział.
-No i co złotko? Po pracy jakaś kolacyjka? Zbliżył się do mnie. Ja byłam przerażona, bo wiedziałam, że zaraz zacznie się do mnie dobierać. Miałam szczęście, bo po chwili do gabinetu wszedł Jacek i Jaskowska z jakąś teczką.
-Przemek, ty się leczyłeś psychiatrycznie. Jak to ci się udało zatuszować?
-Powiedziałaś im to suko?!- wrzasnął na mnie i zaczął mnie okładać. Nie wiem, co się działo potem, bo szybko straciłam przytomność.

***
No, nareszcie skończyłam. Taki trochę na siłę ten rozdział, ale mam nadzieję, że się podoba.